W najnowszym odcinku podcastu DEVision przenosimy się w świat przedsiębiorczości i start-upów. Nikodem oraz gość naszego podcastu – Jakub Sikora – CTO i Tech Leader – rozmawiają o fascynującej podróży przez trudności, które wiążą się z zakładaniem i prowadzeniem własnego start-upu.
Podczas rozmowy Kuba dzieli się swoimi doświadczeniami i wiedzą na temat tego, jakie wyzwania czekają na programistów w świecie start-upów. Porusza tematy, które z pewnością zainteresują zarówno tych, którzy dopiero rozważają założenie własnego biznesu, jak i tych, którzy już są w nim zaangażowani. W trakcie odcinka poruszane są także kwestie częstych błędów i porażek, z którymi spotykają się przedsiębiorcy.
Nawet najbardziej doświadczeni i utalentowani ludzie mogą popełniać błędy, a niepowodzenia są częścią procesu rozwoju. Właśnie z tych porażek wynika ogromna nauka, która pozwala przekształcić się w lepszego przedsiębiorcę.
Jakub: Inwestorzy sypią hajsem.
Nikodem: Ja też musiałem tankować, może w inny sprzęt niż ty. Cześć, z tej strony Nikodem. Witam w kolejnym odcinku podcastu DEVision, dzisiaj w studio jest ze mną Jakub Sikora. Cześć Jakub! Z Jakubem będę rozmawiał o startupach w IT, przynajmniej taką mam nadzieję. Standardowo proszę naszych gości, żeby powiedzieli kilka słów o sobie, więc proszę.
To jest moje ulubione zajęcie, mówienie o sobie. Tak naprawdę to nie, nigdy nie wiem, co powiedzieć. W kontekście tej rozmowy, zdarzało mi się robić startupy. Myślę, że pierwszy startup, można byłoby powiedzieć, że był, znaczy startup, to była bardziej taka zabawa w startup, to tak kilkanaście lat temu, jak gdzieś byłem na studiach coś takiego, sfailował niemożebnie, to nawet nie była firma za bardzo, tylko gdzieś tam jakaś idea, którą tam realizowaliśmy i próbowaliśmy na to znaleźć klientów, ale już tak bardziej na poważnie, no to pierwszy startup taki własny, który był już na poważnie jako firma z inwestorem, to było już 3 lata temu ponad, trzy i pół, w zasadzie to prawie 4.
A ile mniej więcej startupów miałeś okazję wystartować albo próbować wystartować?
To był jeden startup IT, wystartowałem tak super na poważnie, natomiast pracować nad jakimiś produktami i nad startupami, gdzie miałem w przedsięwzięciu jakieś udziały, no to było ich kilka, z trzy, cztery. Żaden nie wyszedł. Ciężko powiedzieć, trzeba byłoby sobie zdefiniować pojęcie sukcesu tutaj, bo jak dla mnie szczególnie ten pierwszy taki super na poważnie, który zbankrutował, to nadal był w pewnym sensie sukces dla mnie, jakby nie było. Szczególnie że mieliśmy inwestora, przez długi czas ktoś mi płacił co prawda niewiele, ale jednak za to, że sobie siedziałem, robiłem swoje rzeczy, uczyłem się dużo.
Jakbyś tak mógł opisać, od czego to się zaczyna, co takiego zrobiłeś, że mogłeś ten swój pomysł nazwać już startupem, a nie czystym pomysłem?
A to jest odwieczna dysputa filozoficzna czym jest startup i czym on się różni od jakiejś małej bądź też młodej firmy. Sam nie znam obiektywnej odpowiedzi na to pytanie, ale mi się wydaje, że o startupie tak subiektywnie rzecz biorąc można by mówić, kiedy to jest faktycznie ta młoda firma, natomiast taka, która jeszcze nie do końca znalazła swój model biznesowy, a próbuje robić coś na tyle nowego, swego rodzaju wyważanie jakichś zamkniętych drzwi, otwieranie jakiejś nowej drogi na rynku, no i w naszym przypadku ten nasz pierwszy startup to był tak zwany fintech.
Mówisz o którym, o tym, co miał miejsce 3 lata temu?
Tak, ten właściwy, nie mówię o tych zabawach na studiach.
Miałeś już jakąś nazwę tego, możemy się tak odnosić do tego przez jakąś nazwę?
Jasne, finkasli.com się nazywał, nazywa w sumie jeszcze, bo tam jeszcze do końca nie zostały zamknięte wszystkie formalności po latach nadal, natomiast to jest fintech, który miał za zadanie wykorzystać świeżutko wprowadzone dyrektywy PSD 2, czyli komunikację z bankami, z instytucjami finansowymi do tego, żeby pobierać jakieś tam informacje finansowe dotyczące szczególnie spółek, firm, to była aplikacja dla mśp, dla mikroprzedsiębiorców do kontroli finansów, do kontroli cashflow, u nas jeszcze tego nie było, były jakieś podobne rozwiązania na rynkach, gdzie PSD 2 nie obowiązywało, bo to poza unijne rynki, ale widać było, że to miało jakiś tam potencjał, więc próbowaliśmy to zrobić u nas, trochę inaczej, ale jednak.
I to było tak, że to był taki twój pomysł, stwierdziłeś, że o, fajnie by było coś takiego stworzyć i dawać mi komputer to naklepię kod.
Wiesz co, ogólnie ta historia zaczęła się trochę wcześniej, jeszcze zanim sam startup powstał, bo tak z pół roku, niecały rok wcześniej postanowiłem ja i mój kolega z pracy odejść z firmy, w której pracowaliśmy, pracowaliśmy wtedy w software house jako programiści po prostu i robić jakiś swój własny interes, docelowo właśnie tworzyć jakiś produkt, jakiś startup. Natomiast w międzyczasie robiliśmy też dużo innych rzeczy, między innymi robiliśmy dużo różnych eventów w branży IT, no i te eventy mają to do siebie, że one pochłaniają całą możliwą przestrzeń po prostu. To było tuż przed pandemią.
Sami organizowaliście te eventy?
Tak, to się fajnie cofamy teraz w czasie i w zasadzie powinienem od tego zacząć, muszę popracować nad przedstawianiem się. Przed tym wszystkim jeszcze razem z tym samym kolegą zresztą z którym potem założyliśmy startup, założyliśmy też fundację, która miała na celu właśnie propagowanie naszego regionu, w którym mieszkamy i pracujemy, czyli Śląska, ale też konkretnie w kontekście IT, czyli jako fajne miejsce do pracy w IT, fajne miejsce coś tam do założenia, jakichś firm IT i tak dalej, takie lokalno-patriotyczne przedsięwzięcie, operacyjnie się to w sumie sprowadzało do tego, że bardzo dużo robiliśmy różnych eventów, które miały też na celu właśnie to, żeby pokazać, w jakim fajnym miejscu gdzieś tutaj pracujemy, jakie tu są firmy w okolicy i tak dalej, więc dużo jakichś hackatonów, meetupów, różnego rodzaju łączenia różnych grup, które do tej pory gdzieś tam były porozsiewane po Śląsku w jakieś większe ekipy, no i konferencje, które już miały o wiele większy zasięg i robiliśmy to jeszcze jak pracowaliśmy na etacie, więc to już wtedy sporo czasu zajmowało.
To była wasza taka indywidualna inicjatywa? A mieliście też jakichś sponsorów do tego?
Tak, na każdy taki event potem pozyskiwaliśmy sponsorów, nie patrzyliśmy na to specjalnie w kategoriach biznesowych, bardziej gdzieś to było takie zajęcie poboczne, jakieś hobby w zasadzie i kiedy odchodziliśmy z pracy to nawet nie myśleliśmy o tym, żeby robić to na poważnie, tylko to nadal było coś, co robimy pobocznie. No niestety jak nam odeszła praca etatowa, to bardzo szybko wypełniły nam ten czas te zadania poboczne związane z eventami. No to głównie wynikało właśnie z faktu, że mieliśmy dwie takie bardzo duże konferencje zaplanowane na 2019 i to we wrześniu był MS Tech Summit, który robiliśmy razem z MS Tech, a który akurat wtedy wypadał w Katowicach, więc tam trochę trochę pomagaliśmy ekipie tak operacyjnie na miejscu, bo sam MS Katowice po prostu ma niewiele takich osób organizacyjnych, żeby takie duże przedsięwzięcie ogarnąć, natomiast potem robiliśmy już taką całkowicie własną konferencję, czyli klaudynę, konferencję o public cloudzie dla osób, które w tym pracują, nie tylko technicznych, ale tam szczególnie gdzieś tam techniczne osoby przychodziły, zajęło nam to, wypełniło to cały dzień roboczy i jeszcze więcej, po drodze próbowaliśmy się skupiać na robieniu jakiegoś własnego produktu, wtedy mieliśmy jeszcze inny pomysł, już do niego wracać nie będę, natomiast jest już taka firma, która dobrze zarabia, więc w sumie mogliśmy się tym zająć. To nie było nic super odkrywczego, szczególnie, że bardzo dużo teraz takich aplikacji powstało, ale to też wynika trochę z faktu tego, że się bardzo po 2020 zmienił krajobraz związany z pracą, szczególnie zdalną. A to było trochę z tym związane, więc w pewnym momencie się poddaliśmy, gdzieś tak w trzech czwartych roku, jak uznaliśmy “Dobra, jak nam idzie tutaj, idą te wydarzenia coraz lepiej, to się skupmy całkiem na tym i spróbujmy to jakoś zautomatyzować, spróbujmy sobie gdzieś tam dobrać ludzi do tego, potem to im oddamy i będziemy robić sobie wtedy nasze produkty, nasze startupy”, więc wszystko, co z tego robiliśmy, to tak mocno inwestowaliśmy dalej, przyszedł 2020 rok, no i nagle się okazało, że nie mamy z czego żyć, tak dosłownie. Mieliśmy tam jakieś bufory trochę porobione. No ale z tych buforów, no z nich trzeba było opłacić też tam pracowników, z nich trzeba było opłacić przede wszystkim jakieś zobowiązania, które zaciągnęliśmy na następne edycje różnych konferencji, które sobie zaplanowaliśmy, które miały być bardzo duże, ale się miały nie odbyć, a różnie bywało z odzyskiwaniem tych pieniędzy już wcześniej zapłaconych. Więc no nie mieliśmy pieniędzy i trzeba było wymyślić coś, żeby te pieniądze zrobić, to był marzec, kwiecień 2020, to kolorowo nie było nigdzie, więc nie chcieliśmy wracać bardzo na etat.
Nie podobała ci się praca programisty?
Nie, to nie o to chodzi, praca programisty jest w porządku, bardziej tutaj gdzieś tam dominowało takie poczucie, że fajnie zaczynaliśmy się rozkręcać na swoim, jakby posmakowaliśmy tej wolności i jakby powrót do pracy na etat wtedy wydawał się takim regresem i chcieliśmy jeszcze spróbować kilka rzeczy, zanim faktycznie to zrobimy. Nie baliśmy się, że umrzemy z głodu, bo to jednak jest IT, nie, więc skorzystaliśmy z tego, że los nas szczodrze obdarował i możemy sobie pozwolić na na takie ryzyko mimo tego, że już mi się wtedy dziecko jedno urodziło świeżutko, więc trochę stresu było, ale uznaliśmy “Dobra, to jak nam eventy padły, no to teraz przynajmniej mamy czas na to, żeby robić sobie tam jakiś produkt”, ten pomysł nam już od jakiegoś czasu chodzi po głowie, dzięki temu, że zaczęliśmy robić te eventy, no to zaczęliśmy dostrzegać te problemy biznesowe związane właśnie gdzieś tam z prowadzeniem tego cashflow, z finansów w firmie i tak dalej, więc tutaj zaczęliśmy sobie rzeźbić w tym w tym kierunku, stworzyliśmy sobie prościutki gdzieś tam landing page takiego pomysłu, który sobie wcześniej opracowaliśmy, wyklarowaliśmy za pomocą takich warsztatów jednodniowych, które sobie przeprowadziliśmy sami dla siebie i puściliśmy ten landing page przez reklamy na Facebooku, wrzuciliśmy na to 800 zł czy coś, zobaczyć, jaki tam będzie odzew. Landing page wyglądał tak, jakby produkt istniał już tam długo, nie, wyglądał jakby był już dawno gotowy, nawet linijki kodu nie było napisanej, no i ludzie się kurcze zaczęli zgłaszać, zaczęli klikać “kup”, tylko że tam było zamokowane, tam się nic nie działo, tylko gdzieś tam leciał do nas kontakt do tego człowieka no i mogliśmy się z nim skontaktować, tam dzwoniliśmy, tłumaczyliśmy, u nas sprawa jest taka, produkt tam jest w trakcie tworzenia, ale czy byłby pan pani zainteresowana, żeby żeby zapłacić za ten produkt, dostać jakieś tam super bonusy i tak dalej. No i w ten sposób zdobyliśmy tak 10 klientów, którzy nam po prostu, ludziom z Internetu, obcym, zapłacili za nieistniejący produkt rok z góry, subskrypcja rok z góry.
Ale to były takie osoby prywatne czy to były bardziej różne firmy?
Firmy to były i to różne, różne firmy, kilka było nawet z IT, natomiast były to firmy, z którymi mieliśmy często pierwszy raz do czynienia. Nie mieliśmy szczególnie żadnych kontaktów z nimi wcześniej, więc tym bardziej to działało na zasadzie, że jest to jakiś rodzaj walidacji i musimy się faktycznie tym zająć teraz na ostro, bo kurcze, no 10 firm obcych zapłaciło nam kasę na rok z góry za produkt, to musi być hit.
Czy to byli ci właśnie pierwsi sponsorzy, te 10 firm, czy mieliście jeszcze jakiegoś osobnego takiego zupełnie innego sponsora?
Mieliśmy inwestora potem, bo ogólnie w pewnym momencie jak zaczęliśmy, przede wszystkim jak zdobyliśmy tych 10 klientów, to dobra, zróbmy jak najszybciej coś, żeby im dać jakiś kawałek, dowieźć jakiś kawałek wartości, zebrać feedback i zobaczyć, co z tego będzie, więc się zabraliśmy szybko.
Przerywam, ale bardzo mnie to interesuje, jak nie chcesz to nie mów, czy możesz się pochwalić, ile zarobiliście na tych 10 firmach? W sensie, bo jak mówisz, że to było 10 subskrypcji, bardzo mnie w ogóle interesuje takie wycenienie własnego produktu, w jaki sposób to wycenić.
Totalnie nie wiedzieliśmy jak to wycenić.
No właśnie, 3,40?
Jakby staraliśmy się gdzieś sugerować jakimś produktami, które gdzieś jakąś podobną wartość dają albo coś tego typu, natomiast z ceną faktycznie było tak, szczególnie na początku, że nie wiadomo było w sumie co tam wrzucić, więc uznaliśmy, wrzućmy coś takiego nie za dużo nie za mało, jak na produkt SAS-owy i zobaczymy, jaki tam będzie odzew. Ci pierwsi klienci oczywiście mieli, w ramach tego, że oni wchodzili jako tam jacyś adapterzy, oni mieli tam jakąś zniżkę zagwarantowaną przez ten pierwszy rok, potem tam przez drugi też, jakąś trochę mniejszą i tak dalej, sam ten pricing był trochę przemyślany, nie mówię, że dobrze przemyślany, ale był przemyślany i w tej pierwszej, w tym pierwszym takim rzucie to przyszło nam jakieś 20 tysięcy z tego, coś takiego.
Całkiem sporo.
Nie pamiętam super dokładnie, natomiast mniej więcej ten rząd wielkości, coś takiego, więc przez chwilę byliśmy w stanie złapać jakiś tam oddech, jeszcze utrzymać pracowników w tej poprzedniej firmie dzięki temu no i zacząłem coś tam samemu rzeźbić jak najszybciej.
A to apropos tych pracowników, rozumiem, że nad tym startupem i tym produktem to pracowaliście tylko we dwójkę z twoim kolegą?
Tak, znaczy mieliśmy zatrudnioną dziewczynę, która była taką naszą powiedzmy asystentką, która pomagała nam z organizacją eventów wcześniej, tylko że eventów nie było, trochę nam pomagała tutaj na początku z tym produktem pod kątem już bardziej takim organizacyjnym, jakichś tam kopii do stworzenia i tak dalej natomiast aż tak dużo do robienia nie miała, natomiast my też nie wiedzieliśmy, jak długo cała ta sytuacja będzie trwała, a nie chcieliśmy nikogo na lodzie zostawiać, więc uznaliśmy, zrobimy co się da, żeby to utrzymać tak jak jest. Zobaczymy co będzie potem. My się zajęliśmy robieniem tego, tej wersji 01 nazwijmy to, a w międzyczasie zamknęliśmy tą pierwszą taką sprzedaż, bo na początku chcieliśmy się szybko skupić przez te pierwsze parę dni na tym, żeby to dowieźć, ale przez ten formularz kontaktowy zaczęli się zgłaszać różni ludzie i to już nie byli gdzieś tam, znaczy część to była jacyś tam potencjalni klienci, którzy gdzieś tam nas znaleźli, bo ktoś tam zobaczył reklamę, wrzucił na grupę na Facebooku i tam już zaczęło trochę lecieć własnymi torami i już zaczęli się do nas zgłaszać wtedy ludzie, którzy bardziej myśleli o tym, żeby zainwestować, także zaczęły się wtedy, jakby otworzyła nam się taka klapka, może się uda nam z tego wykaraskać i faktycznie zrobić z tego jakiś tam biznes. Więc z tymi ludźmi, inwestorami zaczynaliśmy się trochę tam zgadywać, żeby wybadać temat i jak się ten temat inwestora pojawił sam z siebie, tak, na początku nie planowaliśmy w sumie, tak potem sami zaczęliśmy szukać jeszcze dodatkowych jakichś tam źródeł potencjalnie.
W jaki sposób poszukiwaliście takich źródeł, też przez reklamę na Facebooku?
Nie, nie, nie, wtedy zrobiliśmy sobie typowo, znaczy część osób do nas trafiała sama, część osób została nam polecona przez gdzieś tam naszych znajomych, których zapytaliśmy po prostu “Słuchaj, szukamy inwestora do takiego pomysłu”, a mieliśmy też zrobionego po prostu Excela z funduszami inwestycyjnymi, które tam inwestują w takie produkty w Polsce i po prostu jechaliśmy jeden za drugim, ale tak naprawdę ten nasz inwestor, którego my ostatecznie pozyskaliśmy, to i tak był nie z tego Excela, tylko to była firma, która do nas napisała, że “Ej, macie taki produkt, który się w sumie trochę uzupełnia z naszym produktem, może byśmy tam zawarli jakieś partnerstwo, zaczęli się gdzieś tam jakoś integrować”, trochę z nim porozmawialiśmy, okazało się, że oni mają inwestora i nam po prostu dali tak zwany ciepły kontakt, ciepłe intro do tego inwestora i ostatecznie z nimi poszliśmy.
Jak to wyglądało w ramach czasowych, w sensie ile wam zajęło to od tego pomysłu wyjścia z tym pomysłem tej pierwszej reklamy na Facebooku do uzyskania tego pierwszego inwestora?
A czy tak, czy do momentu, kiedy pieniądze były na koncie, czy do momentu, kiedy było już pewne?
Kiedy już wiedzieliście, że nie będziemy się tutaj spinać, bo przyszedł jakiś inwestor.
W okolicach wakacji podpisywaliśmy term sheet, jeśli dobrze pamiętam, sam produkt, tą wersję 01 powiedzmy, wydaliśmy gdzieś na początku maja.
Ok, a zaczynaliście w marcu?
Koniec kwietnia. Wszystko bardzo dynamicznie szło, już tam powiedzmy pieniądze na koncie były tam pod koniec roku, na przełomie roku, to jest inna sprawa, że od momentu, kiedy my sobie ten term sheet ugadaliśmy, do momentu, aż gdzieś tam podpisaliśmy umowę i do momentu aż te pieniądze weszły na konto, no to było pół roku powiedzmy.
Okej, ale teraz rozumiem jeszcze, że w momencie, w którym zaczynaliście poszukiwanie tych inwestorów, to dalej zajmowaliście się tworzeniem tego produktu, no nie? To wszystko musiało się dziać równolegle.
Na pewno zajęcie się szukaniem i finansowania, szukaniem inwestorów, wypełnianiem dokumentacji.
Właśnie chciałem cię zapytać, jak to wszystko wyglądało z takiej perspektywy organizacyjnej. Ile czasu poświęcaliście na jedno, ile poświęcaliście na drugie i czy to było więcej niż 8 godzin dziennie?
Zależy, kiedy robiliśmy tą wersję 01 to było więcej niż 8 godzin dziennie, natomiast akurat wtedy też miałem taką właśnie sytuację, że mi się te małe dziecko urodziło, wtedy ten mój syn miał 3 miesiące i też nie bardzo mogłem sobie pozwolić na to, żeby siedzieć 20 godzin, pracować, kiedy robiliśmy wersję 01 to trwało tam powiedzmy 3-4 dni, dowiezienie, to wtedy wyjątkowo dogadałem się z żoną, dogadałem się z rodziną, żeby spróbować jakoś to ogarnąć, żebym ja spędził więcej czasu nad tą pracą, natomiast poza tym wyjątkiem raczej trzymałem się takiego standardowego czasu pracy właśnie z tego powodu.
Jak to wyglądało takie rozłożenie tych obowiązków? Ile czasu powiedzmy tak procentowo mniej więcej poświęcałeś na sprawy organizacyjne, a ile na samo tworzenie aplikacji?
W zasadzie dzięki temu, że była nas dwójka founderów, to w pewnym momencie trochę się podzieliliśmy, żeby za dużo tego czasu też nie tracić, bo dokumentów nie muszę wypełniać dwie osoby.
Tak, jasne.
Pitch deck’a gdzieś tam nie muszą też rzeźbić dwie osoby w Power Poincie, co najwyżej gdzieś tam potem szybka rozmowa apropos tego, co jest dobrze, a co do zmiany i tak dalej, więc ja tam gdzieś bardziej tymi technicznymi rzeczami się zajmowałem, natomiast mój wspólnik się zajmował już bardziej tematami tymi formalnymi. Zajmuje to dużo czasu, ciężko mi powiedzieć, ile to procentowo zajmuje, natomiast spokojnie, jeśli by tak naprawdę poświęcić ten czas na robienie produktu, na sprzedaż tego produktu, na rozmowy z klientami i tak dalej, wydaje mi się, że człowiek ostatecznie by mógł wyjść w niektórych przypadkach znacznie lepiej na tym, ale tu sytuację mieliśmy trochę podbramkową też, bo wszystkie nasze oszczędności w zasadzie zostały wypalone wcześniej, wcześniejszymi problemami, więc pieniędzy niestety potrzebowaliśmy mocno, na tyle mocno, że te formalności oczywiście dosyć długotrwałe, ale w międzyczasie też trzeba było z czegoś żyć, też trzeba było opłacać różne koszty z czegoś, więc w zasadzie jeszcze do tego całego miksu wrzuciliśmy robienie kursu online z Microsoft Azure, który też sprzedaliśmy, zanim powstał, co akurat jest w miarę normalne w tej branży, natomiast potem już gdzieś tam byliśmy na bieżąco po takiej przedsprzedaży, też nam dał trochę zastrzyku takiego oddechu, żeby mieć na przetrwanie, pod sam koniec roku do tego musieliśmy jeszcze dołożyć gdzieś tam taki side project powiedzmy dla takiego normalnie komercyjnego klienta, taki króciutki gdzieś tam, koło miesiąca, żeby rzutem na taśmę jeszcze dożyć do przelewu.
Nie stresowałeś się?
Stresowałem się.
I myślisz, że to wszystko było warte tego stresu?
Był, ale w sumie jest, skomplikowany okres życia, a od dwóch lat jestem też, ponad 2 lata w zasadzie jestem w terapii, od paru miesięcy też biorę leki psychotropowe.
To jednak takie, ale to związane wszystko było z tą pracą i z tym stresem?
Nie, tu jest dużo innych powodów.
Okej, dobra.
Natomiast na pewno taki długotrwały szczególnie stres no i takie życie szalone trochę w połączeniu z poczuciem odpowiedzialności, obowiązku, które się ma nad swoją rodziną, nad swoimi pracownikami, to jest w stanie odcisnąć swoje piętno i na pewno doprowadzić, jakby przyspieszyć potencjalne jakieś problemy gdzieś tam z własnym zdrowiem mentalnym. Zresztą pierwszy jakiś taki poważniejszy wpis na LinkedIn’ie, który ostatnio zacząłem tworzyć apropos właśnie życia w startupie, był o depresji, bo wydaje mi się, że to jest taki w sumie jeden z ważniejszych tematów dla osób, które w ogóle myślą o tym, żeby czy to pracować w jakimś startupie na wczesnej fazie, co często się wiąże też z tym, że jest się w jakimś stopniu przynajmniej współwłaścicielem tego startupu, zazwyczaj tacy piersi pracownicy też mają jakieś udziały, co jest też fajnym pomysłem na to, jak inwestować bez środków finansowych, czyli własnym czasem, ale to jest ogólnie, to nie odnosi się tylko do startup’ów, to się odnosi gdzieś tam ogólnie do biznesu wydaje mi się, to jest taka praca, która z jednej strony jest bardzo stresująca, trzeba o wielu rzeczach myśleć, jest mnóstwo ruszających się części, trzeba iść na wiele kompromisów i ogólnie jest, można by pomyśleć patrząc z zewnątrz nieprzyjemnie, ale z drugiej strony jest coś w tym pociągającego, ciężko to czasem wyjaśnić, próbuję to robić od dłuższego czasu, co w tym jest, oczywiście jest to pewien jakiś mix własnych jakichś cech osobowości, które gdzieś tam nadają takiego rytmu naszemu życiu, jest to też podejrzewam, w jakiś sposób nabyte naszymi wcześniejszymi doświadczeniami, ale na pewno nie każdy, podejrzewam, by to polubił, to nie jest nic przyjemnego na pewno, kiedy w tym momencie już nie myślisz o tym jak ekscytującą przygodą jest to, że masz startup, że próbujesz coś nowego i w ogóle ahoj przygodo, kiedy zajeżdżasz na stację i patrzysz na konto, a tam masz 100 zł i musisz jakoś i zatankować, i coś do jedzenia kupić.
Przypominają mi się czasy studiów.
I to jeszcze do tego trzeba dodać, że jesteśmy w IT, że ja dopiero co wyszedłem z pracy, gdzie miałem zdecydowanie lepiej niż większość społeczeństwa w naszym kraju, jakby zrezygnowałem z tego dobrowolnie i wszedłem na stan, gdzie przez rok albo półtora roku w ogóle nie miałem pensji, a jak już miałem, to była mniejsza niż średnia krajowa.
Tak jak mówisz o tym, ja bardzo właśnie rozumiem taką perspektywę, nie wiem czy bardzo rozumiem, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji, jak ty, ale rozumiem taką sytuację właśnie, gdzie no ja jeszcze będąc na studiach przyjmowałem się tylko sobą w zasadzie, ja sobie jakoś poradzę, jak tam nie będę miał czego jeść przez 3 dni to jakoś zacisnę pasa i przeżyje, ale tu gdzie masz jeszcze nie wiem, pracowników, rodzinę, no to już jest dużo gorzej, ten stres na pewno był dużo większy, tak jak mówisz, też miałeś taką opcję, że w sumie wyszedłeś ze świata takiego IT, a przechodzisz do takiego, trudnej egzystencji z własnej woli, ale z drugiej strony też rozumiem coś takiego, taką chęć posiadania swojego startupu, tworzenia własnego produktu, gdzie jesteś właśnie odpowiedzialny za to i masz wgląd we wszystko, w sensie możesz podjąć konkretną decyzję, od ciebie zależy naprawdę dużo, w większych jakichś firmach, korporacjach, to jesteśmy tak tylko naprawdę pionkami, więc to myślę, że praca może nie generować takiej satysfakcji, jak w przypadku startupów.
Jedną z lepszych rzeczy w sumie w pracy we własnym startupie jest to, że tak naprawdę to ty sobie wybierasz zespół, często jest tak, jak pracujesz dla kogoś czy to w jakimś software house, czy jakimś korpo, czy gdziekolwiek indziej, trafiasz do zespołu i uczysz się z tym żyć, zależy co to jest za zespół, jaki to jest zespół i tak dalej, nie mówię, że to coś złego koniecznie. Natomiast ja też mam specyficzne preferencje co do osób z którymi pracuję, w tym momencie byłem w stanie po prostu sobie ich dobrać według własnego klucza, wiem czego się spodziewać po nich, rozumiem się na zupełnie innym poziomie niż gdzieś tam z ludźmi z zewnątrz powiedzmy, więc to była jedna z większych zalet, która bardzo przyspieszała też pracę nad produktem i często utrzymywała gdzieś tam moje zdrowie psychiczne na odpowiednim poziomie, a jednak zawsze byli ci kompani obok, którzy przeżywają to samo. Są w startupie.
Skoro już tutaj poruszyć kwestię zespołu, to co działo się dalej z waszym startupem, mamy końcówkę roku, macie już takiego inwestora, widzicie, że produkt się powoli rozwija i co, działaliście dalej, poszerzaliście zespół?
No zatrudniliśmy jeszcze dwie albo trzy osoby, chyba trzy osoby, już nie pamiętam dokładnie, wszyscy super, zresztą to byli wszyscy poza naszą QA, którą faktycznie tak trochę z zewnątrz zewnątrz zatrudniliśmy, natomiast okazała się no niesamowitą osobą pod kątem i etyki pracy i ogólnie tego, jaką jakość dostarczała pomimo tego, że ogólnie była dość niedoświadczona nie, ale też bardzo szybko łapała rzeczy, ale tak poza tym to zatrudniam znajomych.
Właśnie tak, jak mówiłeś, miałeś wybór na to, kto będzie zrekrutowany, jak wygląda taka rekrutacja do startupu, brałeś jakiegoś znajomego i mówiłeś “Z tobą kiedyś pracowałem, będzie się fajnie pracować, chodź”.
Trochę tak, pisałem “Chodź do mnie do pracy, potrzebuję cię”. No dobra, czekaj, za tydzień rzucę wypowiedzenie.
Właśnie się zastanawiam jak taka rekrutacja może wyglądać, czy to jest tak, że musisz kogoś zachęcić do tego, żeby przyszedł do startupu, czy jednak odbywasz taką rozmowę rekrutacyjną z daną osobą, żeby sprawdzić kompetencje?
Nie, tych osób, które ja zatrudniałem, to nie robiłem rozmowy rekrutacyjnej, bo to zazwyczaj były osoby, z którymi już pracowałem w taki, czy inny sposób, akurat niekoniecznie w tym samym gdzieś tam komercyjnie projekcie, ale miałem do czynienia, w sensie wiem, jak dana osoba pracowała i jak podchodzi do rozwiązywania problemów. Właśnie jaką ma etykę pracy i nie musiałem tego sprawdzać, po co później sprawdzać, czy umie kodzić, na tyle to nawet jeśli z tobą osobą nie pracowałem bezpośrednio w projekcie, ale tyle razy rozmawialiśmy o różnych rzeczach przez lata, że ja nie muszę tego sprawdzać.
Jasne, tylko zastanawiałem się, jak to mogło wyglądać z twojej perspektywy.
Odpowiadając na to, co potem, to już tam całej historii nie ma co przechodzić tak super dokładnie, natomiast no popracowaliśmy jeszcze trochę nad produktem, mieliśmy problemów różnych mnóstwo, bardzo dużo orbitowało w zasadzie wokół warstwy biznesowej. Szczególnie że robiliśmy to nie mając szczególnie doświadczenia w tym, wielu rzeczy się ucząc dopiero, więc popełnialiśmy też masę błędów po drodze, czy to w budowaniu komunikatu do potencjalnych klientów, czyli tam zostawał nam duży niesmak pomiędzy tym, co klient oczekiwał w momencie, kiedy widział aplikację pierwszy raz w życiu, a pomiędzy tym, co my faktycznie dostarczaliśmy, czy ogólnie problemy ze sprzedażą, czyli brak jakiegoś tam wypracowanego kanału tej sprzedaży, a przynajmniej w jakiś przewidywalny sposób, co się przełożyło na to, że te przychody były zdecydowanie za małe w porównaniu do tego, co sobie planowaliśmy, więc pieniądze o wiele szybciej się też kończyły no i w ostateczności musiało się to skończyć plajtem, natomiast też próbowaliśmy ile wlezie to naprawić, próbowaliśmy różne sposoby, zmienialiśmy modele pricingowe, zmienialiśmy sam sposób, jak aplikacja działa w swoich założeniach, mieliśmy też sporo problemów technicznych niestety z kluczowym elementem aplikacji, jako że ona się tak opierała mocno na integracji z bankami, które świeżutko w zasadzie zaimplementowały ten standard, który był wymagany przez PSD 2 i open banking, no było dużo błędów też w API banków, szczególnie banków oferujących konta korporacyjne dla spółek i tak dalej, raz to działało, raz nie działało, zgłaszaliśmy buga do banku i czekaliśmy pół roku, dla startupu pół roku to jest być albo nie być, a co klienta interesuje, że to w sumie nie nasza wina, jak płacę za produkt ma działać, to już tak skracając wiele różnych prób, w pewnym momencie ustaliliśmy sobie po prostu deadline, gdzie musimy poinformować zespół o tym, że będziemy musieli zredukować zespół praktycznie do core’a, czyli do nas dwóch, tak, żeby bo oni mieli czas na to, żeby się przygotować, czas na to, żeby gdzieś tam rozsyłać jakieś CV, cokolwiek, co nas na pewno
pozytywnie zaskoczyło to to, że kiedy już ten termin nadszedł i nadeszła też ta nieprzyjemna rozmowa do odbycia, żeby powiedzieć, że no sorry, ale jeszcze nie jest oficjalnie wypowiedzenie, dajemy dodatkowy bonusowy miesiąc, ale za miesiąc będziemy musieli rozpocząć okres wypowiedzenia, bo na tyle możemy sobie pozwolić, więcej już kasy nie będzie i zespół po prostu zamiast, zawsze jest takie oczywiście ryzyko, że im w tym momencie po prostu klapnie motywacja, oni już zaczną szukać pracy no i to się wszystko już rozejdzie, to oni do końca, do ostatniego dnia robili wszystko, co w ich mocy, żeby znaleźć sposób, jak uratować ten biznes.
Bardzo fajnie, to też jest kwestia tego, że miałeś wpływ na wybór zespołu, myślę, że fajnych ludzi w takim razie wybrałeś. Co się stało w momencie, w którym już doszło do redukcji? Zredukowaliście zespół do tej części korowej, została was tylko dwójka?
Tak, to mi też już wtedy motywacja klapła, w sensie jakby praca bez tego zespołu już, tym bardziej że ja już byłem wypluty całkowicie z wszelkich kasy i byłem też w takim dość, ja byłem dopiero na początku wtedy terapii też, więc było ciężko ogólnie, no i w pewnym momencie uznałem, że po prostu jest to już za dużo na ten moment, że trzeba wiedzieć kiedy się cofnąć i się odbudować, bo nie zawsze warto brnąć na siłę w temat, kiedy widać, już z daleka wszystko wskazuje na to po prostu, że trzeba odpuścić.
Rozumiem, że w międzyczasie próbowaliście jeszcze jakoś intensywnie poszukiwać nowych inwestorów?
My byliśmy nieinwestowalni niestety w tym momencie.
Czemu nie? Co to znaczy?
Przynajmniej tak nam też przekazywał nasz inwestor, no niestety, znaczy może by znalazł się jakiś prywatny inwestor, który mógłby chcieć włożyć pieniądze, ale no niestety liczby mieliśmy takie, że nikt normalny by w to nie wszedł na tym etapie. To był dobry start, to było szybkie uzyskanie funduszy i nagle wszystko klapło, wszystko się zatrzymało, dotarliśmy do tej przepaści, która w startupach jest, gdzie wysysasz sobie tych tak zwanych early adopterów i próbujesz znaleźć swój market feed, dotrzeć do prawdziwych klientów takich z zewnątrz zupełnie obcych i nie potrafisz tego zrobić, nie potrafisz jej przekroczyć, tej przepaści, no i tam wpadliśmy i się rozbiliśmy, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, właśnie tak jak mówiłem mieliśmy mnóstwo lekcji z tego wyciągniętych, zrobiliśmy sobie potem, tak z miesiąc później, kiedy już wszystko tam zdechło, takie Post Mortem, taką sekcję zwłok, retro w zasadzie, tylko że jakby z całego biznesu, dwa retra, bo mieliśmy jedno takie bardziej biznesowe, jedno takie bardziej techniczne.
Robiliście całym zespołem czy tylko z tym twoim kolegą?
Tak, tak, wszyscy z powrotem się spotkaliśmy fizycznie na miejscu u nas w biurze w Katowicach i sobie przegadaliśmy.
Co zrobiłeś później? Już mamy tą sytuację, kiedy widzisz, że startup nie wypalił, już nic z tego nie będzie, a pieniądze dalej są potrzebne?
Trzeba było zacząć szukać jakiejś pracy, ale jak sobie myślałem, żeby z tego wspaniałego piekiełka, które jednak nie wiem dlaczego strasznie mi się podobało mimo tego, że mnie stresowało okrutnie, wracać do ciepłej posadki właśnie, w jakim software housie, to tak, znaczy jakbym musiał to bym to zrobił nie, ale stwierdziłem, że może poszukam troszkę czegoś innego i w sumie nie pamiętam już dokładnie jakim sposobem, natomiast trafiłem na ekipę akurat z Wielkiej Brytanii, która była na podobnym etapie startupu, troszeczkę dalej.
W sensie na podobnym jak wy, czyli była już w tym dole czy jeszcze przed?
Była w dole, była w dole, ale miała kasę. No i przede wszystkim tam miałbym pensję, no bo mówimy tutaj o propozycji pracy, miałbym pensję, miałbym jakieś niewielkie udziały, czy tam w zasadzie opcje na udziały. No i przede wszystkim tworzyli to ludzie, którzy nie robili tego pierwszy raz, część z tych osób albo zakładała własny startup kiedyś, albo pracowała w jakimś startupie, który jest teraz też dużo warty od wczesnych dni, ogólnie miała zdecydowanie większe doświadczenie, więc dla mnie w sumie takim jednym z większych motywatorów, żeby spróbować było to, że zobaczę jak oni będą sobie radzić, chciałem dowiedzieć się, my spadliśmy w przepaść, zobaczmy czy oni mi pokażą, jakie jest przejście przez tą przepaść, albo może przynajmniej nauczę się innego sposobu spadania w przepaść nie, i też w przyszłości będę wiedzieć innych rzeczy, których unikać na przykład, więc no i tak, miałem jakieś tam niewielkie udziały, więc to zawsze jakaś tam inwestycja, na którą nie muszę wykładać pieniędzy w zasadzie, tylko własny czas, ale za ten czas też mi płacą.
Jakbyś tak mógł określić ramy czasowe, kiedy to mniej więcej było?
To było 15 minut po tym, jak padł startup. Nie no, żartuję, ale nie pamiętam teraz dokładnie, to się musiało jakoś nachodzić, jakoś musiałem, nie pamiętam właśnie dokładnie jak na nich trafiłem, ale wcześniej chwilę z nimi gadałem tak jeszcze niezobowiązująco.
Nie wiem, czy podawałeś tak mniej więcej datę, kiedy wam upadł ten startup, mówiliśmy o tym, że pod koniec roku były te pieniążki się pojawiły, w nowym roku zakładam, że zaczęliście rekrutować ludzi.
Tak, i w połowie roku już nie żyliśmy. Czyli to musiały być wakacje. Wydaje mi się, że w 2021 wakacje to ja już tam zaczynałem, więc to jakoś wtedy musiało być. Tam miałem normalną rozmowę taką techniczną, ja tam aplikowałem na stanowisko Head of Engineering, więc tam miałem normalnie z CTO rozmowę techniczną dłuższą i jakoś tak sobie przypadliśmy do gustu podczas tej rozmowy, wydawał się naprawdę na tyle w porządku człowiekiem, a jednocześnie gościem z o wiele większym doświadczeniem ode mnie i wydał się jako ktoś, od kogo naprawdę można się mnóstwo rzeczy nauczyć. Nie tylko technicznie, ale organizacyjnie czy biznesowo, więc uznałem, że to jest chyba najlepsze, na co mogłem teraz trafić, tym bardziej, że nadal trafiam do bardzo małej firmy, zespół wygląda na mentalnie bardzo podobny do tego, do czego ja zawsze dążyłem, więc spróbujmy. No i spędziłem tam w zasadzie półtora roku, bo teraz na koniec roku sprzedaliśmy firmę, nie szło nam najgorzej, natomiast druga połowa 2022 trochę klęknął rynek IT, szczególnie w startupach i to była cała fala zwolnień w tych większych i mniejszych firmach IT, nagle też fundusze, które już chcieliśmy zaangażować na poziomie tej kolejnej rundy finansowania trochę się zmroziły tym, co się dzieje, strumień pieniędzy przestał płynąć no i w zasadzie mieliśmy albo opcję taką, żeby się gdzieś mocno zdeskalować tak, żeby wyrównać sobie koszty z przychodami, co wcale nie było aż takie trudne, natomiast stawiało nas i naszego CEO i foundera przede wszystkim w sytuacji, gdzie najbliższe na przykład 5 albo 6 lat to będzie w zasadzie straszne biedowanie, które w żaden sposób nie gwarantuje tego, że będzie jakiś sukces na końcu.
Pracowałeś tutaj w różnego rodzaju firmach, mówisz, że miałeś okazję pracować normalnie na etacie, w startupie jako założyciel, w startupie jako taki powiedzmy pracownik, jak to wygląda ta praca tak z twojej perspektywy, czym ona się różni w tych różnych pozycjach?
Dla mnie typowo to ona się nie różniła bardzo dużo. Tak jak pracowałem później w startupach, ja tak też starałem się podchodzić do pracy np. w software house, tylko ta różnica u mnie polegała na tym, że w startupie to jest taka domyślna droga, która jest nie wiem, czy to jest właściwe słowo, ale najłatwiejsza, taki styl pracy gdzieś tam nastawiony na taką ekstremalną odpowiedzialność i na szybkość dostarczania i na jakieś takie szukanie kompromisów pomiędzy naszym rzemieślnictwem z jednej strony, z drugiej strony na tym zadowoleniu klientów i szybkim dowożeniu rzeczy, szukanie jakiegoś tam balansu w tym wszystkim, to ja to nadal mimo wszystko robiłem jak pracowałem w software house, tylko tam napotykałem różne opory po drodze, niektóre rzeczy chciałem robić, w niektóre rzeczy chciałem się zaangażować, ale po prostu miałem blokadę różnego rodzaju i po prostu byłem zawsze spychany do tej roli, że w sumie to jestem programistą to rób rzeczy programistyczne, nie do końca, bo czasami mi się zdarzało, jak pracowałem w software house to też uczestniczyłem w procesach presale tak zwanych czy rozmawiałem z klientami gdzieś tam bezpośrednio już nie w ramach pracy w zespole nad jakimś tam projektem, ale też jeszcze wcześniej gdzieś tam podczas właśnie procesu sprzedaży usług. Próbowałem wymyślać jakieś pomysły na nowe usługi, czy nowe produkty, które firma mogłaby wprowadzić, żeby gdzieś tam powiedzmy zdywersyfikować swoją działalność. No ale to było jakbym grzęznął co chwilę, nie, to było męczące.
Co oprócz samych zdolności programowania jest najbardziej istotne, żeby móc wystartować z własnym startupem?
Zakładając, że ktoś na przykład pracuje właśnie jako programista, niech to będzie ten software house, już w samym software house można sporo złapać sporo skilli, które są dość przydatne czy to w pracy w startupie u kogoś, czy w zakładaniu swojego startupu, sam tam sporą część tych skilli, czy to nabyłem, czy sobie trochę je rozwinąłem w stosunku do tego, co miałem wcześniej, jednym z nich, w sumie takim jednym z ważniejszych, nie wiem w zasadzie, czy to jest do końca umiejętność, czy to jest jakaś cecha, którą można gdzieś nabyć albo rozwinąć w sobie, to jest taka umiejętność widzenia jak płyną pieniądze i jak działa biznes klienta, w software house totalnie da się to zrobić. Wystarczy chociażby się trochę bardziej gdzieś zaangażować na tym jeszcze wcześniejszym etapie, zanim ten projekt trafia już do zespołu developerskiego, czy to jakieś estymacje, właśnie presale, doradzanie tym account managerom w tym, jak ten produkt, jak tą usługę sprzedać czy jak to westymować i tak dalej, jakby samo rozkminianie takich bardzo ograniczonych informacji, jakie przychodzą z jakimś tam, z jakąś specką, czy z jakimś briefem, który został wysłany przez tego klienta, firma, która nie wiadomo skąd jest, czym się zajmuje nagle mówi, że potrzebuje takie rozwiązanie, takie rozwiązanie i takie rozwiązanie, i ty próbujesz w zasadzie rozkminić w tym momencie, do czego, w jaki sposób im to się przełoży na jakiś nowy biznes albo na utrzymanie istniejącego biznesu, gdzie w tym istniejącym biznesie jest właśnie input na klientów, gdzie wychodzą jakieś pieniądze, bo są zużywane na jakieś koszty i tak dalej, jakby takie proste zamodelowanie sobie tego biznesu klienta, umiejętność wyobrażenia sobie tego i dzięki temu przełożenie potem tego na jakąś potencjalną propozycję wartości, która w tym przypadku jest jakąś usługą zrobienia projektu, w przypadku startupu jest zbudowaniem jakiegoś produktu, to jest skill, który wcale nie jest wbrew pozorom aż tak trudno nabyć, bo on wymaga tylko trochę empatii i praktyki wydaje mi się, jakby nabycia tego obeznania w tym, że z tych ograniczonych informacji strasznie coś ekstrapolować no i dużo dopytujesz, dzięki temu szkicujesz sobie ten model tego biznesu i nie musisz być tu ani biznesmenem, ani się jakoś znać super na tym, po prostu myślę, że spora większość ludzi w naszej branży jest w stanie sobie wyobrazić takie ogólne zasady, jak działa biznes, że musi gdzieś zarabiać pieniądze, że gdzieś wydaje te pieniądze i że to, co zarabia powinno być większe od tego, co się wydaje, jak się tak gdzieś te proste zasady ogarnia to w miarę da się wyjaśnić sobie w głowie jak ten konkretny biznes działał klienta, bo zazwyczaj te biznesy są proste.
Załóżmy, że mam jakiś pomysł na super startup, nie pochwalę się, bo nie chcę, żebyś mi podkradł pomysł, jakie kroki byś mi doradził najlepiej, od czego powinienem zacząć, na co zwrócić uwagę albo na jakie pułapki uważać?
Najlepiej sobie sprawdzić w zasadzie ten pomysł najpierw zanim w ogóle jakiekolwiek inne kroki podejmiesz, jest to tańsze, a sprawdzić możesz na wiele różnych sposobów, w zasadzie najlepszym sposobem na walidację pomysłu na jakikolwiek w sumie biznes jest sprzedaż, jak ty podejdziesz do nawet nie ziomka, ale powiedzmy do obcej osoby i tej osobie sprzedasz idealny elevator pitch, który zajął parę minutek, skupisz się na tej wartości na początku, wszystko idealnie przekażesz i ta osoba powie “tak, super, kupiłbym”, to jest gówno warte. To nic nie znaczy, bo potem ty mówisz “Dobra, no to buduję”, a za miesiąc piszesz “Ej, zbudowałem, kupisz?” I ta osoba nie odczytała wiadomości, bo nagle jak już chcesz pieniądze, to jednak to nie jest taka duża wartość, jak jej się wydawało, żeby jednak faktycznie wyłożyć na to hajs. No a jak ty powiesz, że masz taki biznes, masz taki produkt czy tam w zasadzie masz takie rozwiązanie jego problemu, o przepraszam, to jest lepiej powiedziane, że masz takie rozwiązanie jego problemu, kosztuje tyle i jak ta osoba powie “tak, take my money”, to już jest jakiś sygnał, jak już to wiesz, to dopiero wtedy możesz budować dalej, dopiero wtedy wiesz, że tak naprawdę opłaca się zużywać na to więcej czasu. Nawet jak tą walidację właśnie przeprowadzasz tak jak my, bo to nie jest jedyny sposób, ale jest on dosyć prosty, że faktycznie gdzieś tam budujesz jakiś Landing Page i wrzucasz trochę kasy w reklamę, niech to będzie to 1000 zł, że leci w tą reklamę, to to jest 1000 zł, wydaje się no, kurde, no 1000 zł może wyrzucone w błoto, jeśli się okaże, że nikt tego nie chce, ale ile by się wyrzuciło czasu i pieniędzy, jakby się siadło i przez dwa lata rzeźbiło teraz ten pomysł, którego potem też nikt nie chce. Ale to nie jest wszystko, taka walidacja to też nie jest wszystko, my tutaj popełniliśmy duży błąd w Fincastly, że myśleliśmy, że ta walidacja się skończyła w momencie, kiedy ci klienci nam zapłacili za nieistniejący produkt, a prawda była taka, że prawdopodobnie ci klienci, którzy nam zapłacili, nie byli tak naprawdę tymi klientami, którym to powinniśmy sprzedać, bo to, co im obiecywaliśmy, to, co im sprzedawaliśmy, jakby obietnice tego szczęścia, to nie było to co my dostarczyliśmy, jakby skupiliśmy się trochę na innych wartościach, akurat w naszym przypadku to było, że my im obiecywaliśmy bardzo dużo automatyzacji, znaczy tak kreowaliśmy komunikat szczególnie gdzieś tam na tym Landing Page’u i w innych też komunikatach na innych jakichś kanałach, bardzo dużo mówiliśmy o różnego rodzaju automatyzacji, podczas gdy to była prawda, tylko że to była nasza wizja jakby na gdzieś tam nazwijmy to ostateczny produkt, ale gdzieś tam powiedzmy dosyć daleko w przyszłości, podczas gdy produkt, który powstawał po drodze, no nie sposób zbudować wszystkiego od razu za jednym zamachem i budowaliśmy od innych wartości, budowaliśmy od bezpieczeństwa i w tym momencie wchodzi człowiek, który oczekuje, że program sam mu wszystko zrobi, podczas gdy program wymaga od niego dużo pracy, ale z drugiej strony zapewnia mu różnego rodzaju bezpieczeństwo czy tam finansowe, czy biznesowe, organizacyjne, ale nie po to płacił, on chciał, żeby samo mu zrobiło budżet na przykład, a tego nie robiło, tylko pilnowało tego budżetu.
Mam takie ostatnie pytanie do ciebie. Patrząc z perspektywy czasu, myślisz, że to były fajne decyzje, że jakbyś miał jeszcze raz coś takiego zrobić, jeszcze raz pójść w własnym startup, chciałbyś?
Na pewno jeszcze raz pójdę we własny startup, tylko muszę trochę kasy oszczędzić. O właśnie, powinienem to powiedzieć w zasadzie: Jak myślisz o startupie, to sobie uzbieraj taką
porządną poduchę, tak sobie licz, że dwa lata nie będziesz mieć kasy żadnej. Myślę, że to powinno dać taki fajny margines bezpieczeństwa i potem możesz szaleć, możesz nawet sfailować totalnie, ale dużo się nauczysz też przy okazji.
Ale mówię o takich pieniądzach tylko na własne życie, nie na fundowanie startupu?
Na własne życie.
No to odkładam powoli.
Ale tak, zrobiłbym to jeszcze raz, lepiej może bym się trochę mentalnie też przygotował. Dobrze jest mieć, teraz już jestem właśnie parę lat już w terapii, czuję, że mam dużo w głowie przepracowane, inaczej bym też znosił pewne rzeczy. Nadal pewnie bym je robił wszystkie, ale inaczej bym sobie różne rzeczy racjonalizował, nie pozwalał też dochodzić do głosu wielu katastrofizacjom, jakimś automatycznym myślom zagłuszającym zdrowy rozsądek, więc dobrze jest sobie też dużo rzeczy rozpracować w głowie, zanim gdzieś tam doprowadzi się swój świat do chaosu.
Jakubie, jest mi przykro, że twój startup nie wypalił, ale bardzo fajnie, że przyszedłeś tutaj i podzieliłeś się tym doświadczeniem, opowiedziałeś jak to w ogóle wygląda z twojej perspektywy, jak wygląda ogólnie praca w startupie, także bardzo ci dziękuję za podzielenie się tym doświadczeniem.
Dzięki za możliwość, że mogłem się wyżalić, ale wydaje mi się, że warto przekazywać informacje, że startupy to nie tylko hajs od inwestora wydany na nowe Porsche.
No tak, albo na nową zjeżdżalnię.
Może być.
Mówiłeś, że nie planujesz poprzestawać, planujesz jeszcze kolejne startupy, więc będę trzymał kciuki. Może wtedy właśnie się uda z tym Porsche.
Ostatnio zresztą zacząłem pisać właśnie troszkę więcej historii takich z bardziej autentycznej perspektywy, jeśli chodzi o czy to pracę w startupie, czy zakładanie własnego startupu na Linkedinie, staram się to w miarę regularnie robić i dosłownie cały przekrój tematów, bo zarówno pisałem o tym, jak dokumentować kod, czy kiedy i ile pisać testów jednostkowych w startupie, jak i o depresji zresztą własnej, czy tam jakimś syndromie oszusta albo jakichś bardziej formalnych kwestiach związanych z samym biznesem, więc jeśli ciebie lub kogoś to bardziej interesuje, to polecam poczytać króciutkie wpisy, bardzo personalne, Jakub Sikora na Linkedinie.
Dobra, dzięki! Dziękuję również naszym widzom i słuchaczom. Mam nadzieję, że odcinek wam się podobał. Jeżeli tak, to zachęcam do pozostawiania lajków, komentarzy, subskrypcji i widzimy się już za miesiąc, cześć!
________________________________________________________
Podcast DEVision to polski podcast IT dla programistów, którzy chcą rozwijać swoją wiedzę, posłuchać o ciekawych projektach oraz zainspirować się innymi. A to wszystko w przyjemnej formie rozmowy, której możesz słuchać w tramwaju, na siłowni, a nawet w pracy 😉
💌 Zapisz się do naszego newslettera: https://bit.ly/37TTNCK
🌏 Więcej o nas przeczytasz na stronie: https://bit.ly/3Pttiox
Obserwuj nas na social media: 🚀
LinkedIn: https://bit.ly/3PxlHFQ
🎧 Spotify: https://spoti.fi/39xU0fm
🎧 iTunes: https://apple.co/3PsjhrQ
Jeśli Ci się temat spodobał, subskrybuj nasz kanał, bo dopiero się rozkręcamy z gorącymi tematami! 🙂